O motocyklu zacząłem zagajać z rok temu.
Na początku było dosyć ostro: "albo ja, albo motocykl - wybieraj".
Wewnątrz byłem podłamany, bo czułem, że jednak chyba nie dam rady przekabacić, ale ... nadal opowiadałem z zachwytem o motocyklu.
Nie odpuszczałem i przy każdej dobrej okazji, nawiązywałem do motocykla.
Koniec "batalii" był taki, że żona wybrała się ze mną do salonu (Motoroom), gdzie z satysfakcją zapytałem żonę - kobiety uwielbiają dokonywać wyboru - który się jej podoba najbardziej (mając osobiście chrapkę ma M11cafe).
Ku mojej uciesze, wskazała na M11cafe właśnie - "bo tamten (M16) to jakiś taki wielki a ten, to taki akurat
W międzyczasie były próby naciągnięcia mnie na skuter, ale to już nie batalia a 'starcia' gustów.
Żona była także zainteresowana moim ubrankiem i wyrażała swoje (kobiece) zdanie na jego temat.
Jeśli mogę coś próbować doradzić, to jak już się robi nieprzyjemnie ostro, to najlepiej zamilknąć i odczekać aż do lepszego nastroju małżonki.
Kobitki chyba kojarzą motocykl z wypadkami i dlatego też niekoniecznie ich sprzeciw musi wynikać z samego uporu a troski o nas.
Dużo zapewne zależy od naszego usposobienia. Jeśli jesteś poukładany i nieporywczy, to tym zdobędziesz zaufanie i tym samym lody stopnieją.




